Ten film jest arcydziełem kiczu, i mówię to absolutnie poważnie. Dawno się tak nie uśmiałem. Tutaj NIC nie jest zrobione w sposób strawny.
Fabuła to absolutny majstersztyk, podziwiam psychikę człowieka, który mógł wpaść na coś tak niedorzecznego. Gargulec żywiący się krwią, który ożywia inne gargulce z całego świata i razem zjadają wszystkich ludzi. To musiało zrodzić się tylko w umyśle niezrozumianego przez świat geniusza, prawdopodobnie zaślinionego, pryszczatego nerda w przepoconym swetrze.
Ale okej, niedorzeczności fabuły można przełknąć - widzieliśmy przecież durniejsze filmy od tego, na przykład ''Pokłosie''. Zatem przyprawami do tego niezapomnianego dania będą:

- absolutnie genialne efekty specjalne, pamiętające z pewnością lata 90. Te animacje są tak przekonujące, że chwilami miałem wrażenie, że wcale ich nie wklejono tam w Paincie. Cały czas śmieję się w duchu z gargulca dziobiącego wnętrzności lotnika o IQ 70.
- niebywale przekonująca gra aktorska i głębia bohaterów - cóż może nas zachęcić bardziej do oglądania, niż 6 jednakowo wyglądających chłoptasiów + jeden, który wygląda jak ich ojciec? Mało tego, ich formułki, których wykuli się na pamięć zapewne pięć minut przed kręceniem scen brzmią lepiej od reklam proszku do prania!
- ta muzyka, ta praca kamery, ta zgodność historyczna! Brytyjscy komandosi latający jak ostatnie lumpy w rzeczach z 20 armii, Amerykanie w rozchełstanych mundurach (i to wszyscy w jednakowych), Niemcy w mhrocznych skórzanych płaszczach, czarnych mundurach i ze swastykami wykrojonymi z kartonu - to trzeba zobaczyć.

Już nie wspominam o najbardziej absurdalnej scenie, jaką kiedykolwiek stworzono, czyli zestrzeleniu lecącego z prędkością 600 km/h Messerschmitta z moździerza. Poezja. :'D