Pan pseudo-reżyser skutecznie zarznął powieść. Jak dla mnie za duzo liftingu. Film zrobiony po łebkach, poszatkowane sceny w których napięcie nie utrzymuje się nawet przez chwile. ba! nie ma go wcale. Aktorsko - żenada. Gdyby nie Freeman i Harris pewnie przeszedł by bez echa. Gł bohater jest miałki i drewniany do porzygu - Casey Affleck nie dostałby pewnie tej roli gdyby nie braciszek.
Bubba -genialna postać w ksiazce tu jest totalnie spłycony.
Film mnie bardzo rozczarował.
Zachęcam raczej do lektury - wierzcie mi, lepiej spożytkujecie swój wolny czas niż przez te 1,5 h.
Niestety racja. Książkę wchłonąłem (jak i pozostałe 4) a film mnie rozczarował. Affleck w ogóle nie jet tym Patrickiem z kart powieści. Angie jest tylko ozdobnikiem. Scenarzysta wykroił cały humor i kilka ciekawych postaci.
jako osobny film - 7, jako ekranizacja - słabe 5.
Właśnie skończyem czytać książkę i zabieram się za film. Książka świetna jak wszystkie Dennisa Lehane. Świetna puenta. PO filmie napisze jaki mi się podobał.
No więc skończyłem film. Zgadzam się - jako ekranizacja cienki. Dużo lepszą ekranizacją jest Shutter Island. Pozmieniane fakty, niektóre rzeczy wogole pominięte. Znowu za chwilę dbałość o szczegóły które tak naprawdę nie mają znaczenia (np. maska Popeye którą miał Detektyw Remy Broussard. Długo by wymieniać ale nie ma sensu. Ci co czytali wiedzą o co chodzi a ci co nie czytali i tak nie zrozumieją. Zgadzam się z tomem_1984 - jako film - 7, jako ekranizacja - 5. Ale że jesem na stronie gdzie ocenia sie filmy to ocenię go jako film. Daję 7.
Znaczy, powiem tak. Mi się to tam średnio podobało, za dużo było wycięte lub pozmieniane, ale Bubba jeszcze mi pasował. Angie też, ale Patrick...eee...tak nie bardzo. Z wyglądu może i odpowiadał opisom Lehane'a, ale tu, kurczę, czegoś brakowało. A Devin, o ile mnie pamięć nie myli, nie był Murzynem (Oscar, owszem, ale nie Devin - to nawet było specjalnie podkreślone w "wypijmy, nim zacznie się wojna").
Filmowy "Cheese" (czy też książkowy "Ser") też u Lehane'a był skandynawem, a Affleck przerobił go na murzyna. Z Doyle'a też zrobił murzyna (Freeman). Mimo, że w książce - o ile pamiętam - nie było nic na temat jego rasy, to jednak widok Freemana z małą Amandą budzi lekkie zdziwienie.
Samo to moim zdaniem nie ma większego znaczenia czy to murzyn czy biały. Ważniejsze jest to co z danej postaci w filmie zostało. A w przypadku Angie, Bubby czy Sera nie zostało właściwie nic. I to jest duży zarzut w stosunku do filmu. Bo te postacie odgrywały w książce ważną rolę. Poza tym aktor grający Bubbę dobrany został fatalnie.